Piłka nożna
Pękło „20”
W rozmowie z Mateuszem Waliczkiem m.in. o dwóch dekadach w biało-zielonych barwach, o lidze – tej aktualnej i nieco dawniejszej oraz o „współpracy” z organizmem.
256 ligowych meczów w biało-zielonych barwach, od „okręgówki” po trzecią ligę, daje pierwszą pozycję wśród piłkarzy Rekordu, zasadnie uprawniającą do pełnienia roli autorytetu na boisku i poza nim – masz takie poczucie?
- Bardziej od liczby meczów jestem dumny z lat spędzonych w Rekordzie - i tylko w Rekordzie - a tu już jakiś czas temu pękła cyfra „20”!
Liczba spotkań też robi wrażenie, wiadomo że mogło być tego więcej, lecz gdyby dodać mecze pucharowe to 300 już na pewno jest. Co do autorytetu, to każdy kto miał mnie możliwość poznać ten wie, że w trakcie meczu daję z siebie wszystko, z racji gry w formacji defensywnej nie za często widnieję w statystykach meczowych, w tych najważniejszych rubrykach, no ale ktoś fortepian musi nosić. (śmiech) A młodzi gracze wchodzący w wiek seniora mają we mnie wsparcie.
Pozostając w trochę refleksyjnym klimacie i przy trzecioligowej historii Rekordu, jak w Twojej opinii ta rywalizacja ewoluowała, liga jest coraz silniejsza, ciekawsza, czy wręcz przeciwnie?
- Patrząc aktualnie na nazwy drużyn to jest ciekawie, firmy typu Polonia Bytom lub Ruch Chorzów, na pewno robią wrażenie, dla mnie osobiście im większa marka przeciwnika i duża liczba kibiców na trybunach, tym lepiej. Tym bardziej ubolewam nad przerwanym sezonem, bo w drugiej kolejce na wiosnę mieliśmy grać z Ruchem na wyjeździe, przy sporej liczbie kibiców...
Co sezon jest kilka zespołów chcących powalczyć o coś więcej, a zarazem z każdym przeciwnikiem przy troszkę gorszej dyspozycji można stracić punkty. No i kilometrów oraz godzin spędzonych w autokarze w tej trzeciej lidze jest dość sporo.
Nigdy w trakcie tych minionych siedmiu sezonów nie kończyliście w dolnej połowie tabeli, kiedy według Ciebie było najbliżej pierwszej lokaty?
- Tak po prawdzie, patrząc na stratę punktową do lidera, to jeśli się nie mylę był to sezon 2015/2016. To była jeszcze grupa opolsko-śląska, którą ukończyliśmy na trzecim miejscu, ze stratą czterech punktów do Odry Opole. Gdybyśmy nie przegrali z Odrą na wiosnę u siebie, to mogliśmy się bić o mistrza do końca.
Ten ostatni sezon z wiadomych powodów okazał się najdziwniejszy, nie dowiemy się już, jak wyglądałaby tabela po dograniu 16-stu kolejek, czy zajęta przez Was piąta lokata oddaje aktualny potencjał i możliwości „rekordzistów”?
- Nie ma co rozpamiętywać ostatniego sezonu, krótko w tym temacie... Są w „rekordzistach” i potencjał, i możliwości, aby zagrać wreszcie o coś więcej, niż tylko górna cześć tabeli. Ale jak powszechnie wiadomo - wygrać ligę to jest bardzo złożony temat i ciężka praca od meczu do meczu.
Twoje statystyki meczowe są imponujące, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż gdyby nie kilka poważnych kontuzji „po drodze” tych występów pewnie byłoby ze sto więcej. Nie od rzeczy będzie więc zapytać o aktualną dyspozycję…
- Przy tych wszystkich przygodach ze zdrowiem za każdym razem jedno się nie zmieniło, a mianowicie to, że wracałem na boisko, co za każdym razem było poparte ciężką pracą i próbą charakteru. Gdyby nie zdrowie to można gdybać, co by mogło być, ja po prostu cieszę się, że mogę jeszcze grać w piłkę i dalej robić to w Rekordzie. Przez te wszystkie lata gry wiem już jak mój organizm reaguje na obciążenia, wiec muszę z nim współpracować (śmiech). Aktualnie skupiam się na indywidualnej pracy z fizjoterapeutą „Sławkiem” Kowalczukiem, aby być w pełni sił przed nowym sezonem.
TP/foto: PM