Piłka nożna

Piłka nożna | 04-12-19

Nic nie było zero-jedynkowe


 

Czyli o blaskach i cieniach w rundzie jesiennej naszych III-ligowców.

Wymowa liczb

Najprostsze do interpretacji są liczby, bo z nimi się nie dyskutuje. Siódme miejsce w tabeli, jedenaście „oczek” straty do wrocławskiego lidera, siedem punktów nad spadkową kreską, przy założeniu, że III ligę opuści jednak kwartet zespołów. Do rezerw Śląska dość daleko, przewaga nad zagrożonymi ekipami z Brzegu i Legnicy niby spora, co nie znaczy, że komfortowa. Nietrudno sobie wyobrazić, że drużyny z obu wymienionych miast plus „dwójka” lubińskiego będą wiosną zaciekle walczyć o zachowanie trzecioligowego statusu. Oby tylko biało-zieloni nie uwikłali się w tę „wojenkę”, choć wiadomo – starć z zagrożonymi uniknąć się nie da. Natomiast niewątpliwie „rekordziści” będą musieli w rundzie rewanżowej poszukać nowych celów, nowych wyzwań.

„Wykręcić” plus

Kilka z nich podpowiadają same statystyki. Ot, choćby zastanawiający, ujemny bilans bramkowy – 25:28. Trudno chwalić nasz zespół za postawę w defensywie, skoro jedynie pięć spotkań zagrał „na zero”. Jakby nie spojrzeć na jesienne „osiągi”, bielska zapora stanowczo zbyt często przeciekała. Ćwierć setki strzelonych goli zachwytów nie budzi, tym bardziej pięciobramkowy dorobek nominalnych napastników. Cieszyć może za to miejsce w czołówce snajperów Szymona Szymańskiego (na zdjęciu poniżej), pamiętać jednak trzeba, że z ośmiu goli pomocnik Rekordu siedem ustrzelił z „jedenastek”. Nic tylko pogratulować precyzji i zimnej krwi. Natomiast skuteczność całego zespołu jest do zdecydowanej poprawy.

Odbudować „twierdzę”

13 punktów przywiezionych w dziewięciu meczów wyjazdowych śmiało można zapisać w rubryce – pozytywy. To chyba jeden z lepszych bilansów rundy w wykonaniu bielszczan w ich trzecioligowej historii. Tego samego niestety nie możemy stwierdzić po spotkaniach rozgrywanych w Cygańskim Lesie. Na własnym obiekcie „rekordziści” uzbierali… także 13 „oczek”. Trzy porażki (jedna poniesiona na Stadionie Miejskim) i jeden remis każą na jakiś czas włożyć do lamusa nie takie stare, acz barwne określenie „twierdza – Estadio Startowa”. Przy tej okazji warto wspomnieć o stylu, bo i z tym u biało-zielonych bywało „w kratkę”. Chcielibyśmy pamiętać jesień „rekordzistów” przez pryzmat meczów z Foto-Higieną Gać, czy zdzieszowickim Ruchem. Notabene oba zespoły zjeżdżały w swoim czasie do Cygańskiego Lasu w roli wicelidera. Chcielibyśmy zachować w pamięci jedynie tak odnoszone zwycięstwa…, ale nie możemy, gdyż na przeciwnej szali położyć trzeba porażki z Ruchem Chorzów, Gwarkiem Tarnowskie Góry, czy brzeską Stalą. Jeden team i dwa krańcowo odmienne oblicza. Co cenne, bez względu na miejsce rozgrywania spotkań, bielszczanie częściej "wyszarpywali" punkty w ich końcowych fragmentach meczów, niż je tracili. To by znaczyło, ni mniej ni  więcej, że z kondycją i odpornością nerwową nie było źle.

Miejsce w historii

Rzecz w pucharowych dokonaniach naszych piłkarzy. Od biedy można spuścić zasłonę milczenia nad przegraną ze Spójnią Landek w półfinale rywalizacji w bielskim podokręgu. Wszystkiego, rok w rok, wygrywać się nie da, szczególnie gdy zważyć, iż na pewnym etapie mijającej jesieni „rekordziści” brali udział w trzech kampaniach jednocześnie – ligowej oraz dwóch pucharowych. I o zmaganiach na szczeblu ogólnopolskim słów kilka. Za sam awans na ten poziom spłynęło na zawodników i sztab szkoleniowy szereg zasłużonych pochwał w różnorakich podsumowaniach ubiegłego sezonu. Na arenie krajowej można byłoby rzec – ogranie Concordii Elbląg w 1/32 Totolotek Pucharu Polski było, niczym obowiązek, co wcale prawdą nie jest. W końcu naprzeciw stanął oponent z tej samej półki, na którym – jak w lidze – potknąć się zdarzało. Zwycięstwo niesłusznie przyjęto jako właśnie ów „obowiązek”, w przypadku całkiem prawdopodobnej przegranej rozległoby się powszechne larum. Szczęściem po dobrej grze i golu Kamila Żołny z 90. minuty biało-zieloni zapewnili sobie wygraną 2:1 i awans do kolejnego etapu. Być w 1/16 finału to było „coś”, coś co na trwałe zapisało się na kartach klubowej historii. Tego „rekordzistom” dowodzonym przez Piotra Jaroszka nie odbierze już nikt i nic. Tylko co zapamiętamy z 29 października 2019 roku i starcia z Górnikiem Łęczna? To, że rywalem był wiodący natenczas II-ligowiec – być może. To, że biało-zieloni ulegli wyżej notowanej ekipie 0:2 – zapewne. Cokolwiek więcej? Wątpliwe. Z tego meczu przy Startowej bardzo niewiele zostało do zachowania w pamięci (może poza dopingiem dla gospodarzy), a szkoda. Zabrakło odwagi, próby zrobienia czegoś tylko z pozoru nie do wykonania. A gdyby ktokolwiek chciał w tej materii wejść w polemiczny ton, polecamy lekturę statystyk, które bezdusznie obrazują tamto spotkanie. Zatem jest sukces, ale bez odrobiny słodyczy wynikającej z faktu, że było się tam, gdzie kilku pokoleniom „rekordzistów” dotrzeć się nie udało.

I chyba tego najbardziej żal po zakończonej rundzie. Po niej w pierwszym rzędzie mądre wnioski z tej rundy muszą wyciągnąć sami piłkarze. To w końcu Oni pierwsi słuchają oklasków, odbierają pochwały po zwycięstwach. Po przegranych stają w pierwszym rzędzie krytykowanych. Przerwa w rozgrywkach to najwłaściwszy czas na refleksję, analizę, wnioski itp.

Reasumując – ligowa sytuacja naszych futbolistów nie jest, ani zła, ani tym bardziej tragiczna. Tak jak nie ma żadnego powodu do piania z zachwytu, czy cmokania nad stylem i poziomem gry. Nic nie było i nie jest „zero-jedynkowe”.

Tadeusz Paluch/foto: Paweł Mruczek i Marek Łękawa