Futsal

Futsal | 22-03-20

Andrea gotuje, archiwizuje i spaceruje


 

Mailowo-telefoniczną drogą porozumieliśmy się z Andrea Bucciolem, członkiem sztabu szkoleniowego futsalowych mistrzów Polski, trenerem biało-zielonej młodzieży. Tematyki dialogu nietrudno się domyślić…

 

Wszyscy mówią, piszą o Tobie – Włoch, trener z Italii, a chyba mało kto wie skąd tak naprawdę pochodzisz?

- Urodziłem się i mieszkałem w Torre di Fine, w którym mieszka około trzy tysiące  ludzi, region Veneto - prowincja Wenecja, czyli miasto, które chyba wszyscy znają. W naszym regionie jest też Werona znana ze swej Areny i szekspirowskiego dramatu „Romeo i Julia”. Jest Vicenza, gdzie na pomalowanym w szachownicę rynku raz do roku odbywa się rozgrywka tzw. żywych szachów oraz dobrze znana narciarzom Cortina. Dla mniej zorientowanych - mamy około 350 kilometrów do Mediolanu w kierunku zachodnim i około 650 kilometrów na południe do Rzymu. 90 kilometrów dzieli nas od granicy ze Słowenią.

Gdybyś miał zareklamować turystom – choć czas ku temu jest wyjątkowo nieciekawy – Torre di Fine…

- Trudno w tym momencie zachęcać oraz przekonywać kogokolwiek, ale i miejscowość nie jest szczególnie atrakcyjna. Jednak może to być wygodne miejsce na wakacje, bo znajduje się 10 minut rowerem lub spacerkiem 25 minut od Eraclea Mare, gdzie można poplażować, Mamy 10 minut jazdy samochodem do Caorle, z romantycznym centrum i starą miejscowością rybacką oraz 35 kilometrów od Wenecji, dokąd można się udać promem, gdy nie chce się ruszać autem.

Najbliżsi już chyba przywykli do tego, że już od ponad dziesięciu lat mieszkasz w Polsce? Jakie były Ich pierwsze reakcje na przeprowadzkę w nieznane?

- Najgorsza była pierwsza przeprowadzka. Kiedy miałem 23 lata  wyprowadziłem się z domu do Tarcento w prowincji Udine, blisko granicy austriacko-słoweńskiej. Ale 10 lat temu, gdy przeprowadziłem się do Polski, już było mniej „bólu” (śmiech), znali moją żonę od dawna, a pamiętając wcześniejsze doświadczenia, z wyprzedzeniem zacząłem rodzinę do tego przyzwyczajać.

Z Rodzicami, Andrea w najmniejszej ze znanych nam "wersji"

Jak daleko z Torre di Fine do najbardziej zagrożonej aktualnie koronawirusem Lombardii?

- Ciężko powiedzieć, gdzie jest teraz największe zagrożenie, bo „czerwoną strefą” objęty jest cały kraj. Pewne jest, że do miast najbardziej dotkniętych w tej chwili pandemią, czyli Bergamo i Brescii, Torre di Fine jest około 280 kilometrów.

To banalne o co zapytam – pewnie dzwonisz do bliskich – do Rodziny i przyjaciół w Italii – kilka-, kilkanaście razy dziennie…, jakie do Ciebie docierają informacje…

- Rozmów telefonicznych, zagranicznych mam tylko 100 minut w pakiecie, ale z siostrą i bratem jestem w stałym  kontakcie na WhatsApp, tak jak z moimi kolegami. Wolę jednak omijać temat, mówić i pisać o czymś innym, bo oni mają tam wystarczająco ciężko, aby jeszcze pogarszać ten stan. Do mamy i cioci dzwonię co kilka dni. Na szczęście, czy może teraz to pech, w domu mam dekoder włoskiej telewizji i kiedykolwiek włączę, mówią tylko o tym. Jestem więc na bieżąco.

Rodzina w komplecie, z Andreą w środku (w komunijnym stroju)

Zapytam o błędy, które na wstępie pandemii popełnili Włosi, a których udało się uniknąć w Polsce oraz to, czego powinniśmy się u nas w kraju wystrzegać, żeby nie powieliła się sytuacja z Twojego ojczystego kraju?

- W Polsce jesteśmy mądrzejsi, bo widzieliśmy co się stało we Włoszech, kiedy jeszcze tu w Polsce tego nie było i zareagowaliśmy od razu prewencyjnie (zamknięte szkoły, granice, sklepy itd.). We Włoszech niestety, kiedy wirus dotarł, nikt się nie spodziewał, że tak szybko i mocno się rozwinie. Włosi są ludźmi, którzy utrzymują silne kontakty międzyludzkie i lubią się spotykać, spędzać czas wspólnie, co tylko pogorszyło sytuację. Dodatkowo, akurat ta strefa, czyli Lombardia – Mediolan, Brescia, Bergamo, ma dużą chińską populację, która ma tam swoje biznesy. We Włoszech teraz, aby wyjść z domu trzeba mieć pozwolenie od policji, tylko jedna osoba z rodziny może wychodzić na zakupy. „Po mieście” poruszać się może tylko zaopatrzenie sklepów spożywczych, aptek i szpitali, tak jak np. mój brat. Myślę, że trzeba ograniczyć swoją aktywność do siedzenia w domu. Rozumiem, że jest ciężko, ale należy ograniczyć kontakty, więc gdy chcecie się ruszać, należy to robić tam, gdzie nie ma ludzi i używać wszystkich zabezpieczeń.

Odejdźmy od najważniejszych i najpoważniejszych aktualności. Nie wierzę, żeby tak sfokusowany na futsal człowiek jak Ty, wziął sobie całkowicie „wolne” od ukochanej dyscypliny. Krótko – co teraz porabiasz?

- Nie da się odpoczywać od futsalu, jeżeli go kochasz, ale ten czas w domu akurat pozwala mi poukładać materiał „papierowy” nagromadzony przez lata. Zważyłem, jest tego niemal 28 kilogramów! Segreguję więc papiery, szukam nowości, które przeoczyłem w takiej masie, wyrzucam rzeczy niepotrzebne. I kiedy to skończę, zabiorę się za materiały multimedialne, muszę odświeżyć prezentacje na kurs. Jeśli chodzi o inne aktywności, to dwa dni temu przywieźli mi drewno do kominka, które między jedną kawą, a drugą ułożyłem (śmiech). Oprócz krótkich spacerów, oczywiście z zachowaniem wszystkich możliwych środków ostrożności, spędzam czas w kuchni. Mam tylko nadzieję, że mój dietetyk nie przeczyta tego wywiadu (śmiech).

Wszyscy, którzy Cię znają, wiedzą o tym, że bardzo lubisz i umiesz (!) gotować. Poleć czytelnikom bts.rekord.com.pl jakiś przepis na jakieś fajne danie. Niemal wszyscy mamy teraz sporo czasu, więc może spróbujemy coś z kuchni Andrei Bucciola sami przygotować…

- Bardzo trudno mi zaproponować jeden przepis, bo w końcu w Polsce pani Magda Gessler jest guru od gotowania. Ale w związku z tym, iż gotuję już od wielu lat zaproponuję makaron carbonara na dwa sposoby.

W wersji oryginalnej wygląda to tak - czas gotowania około 15 minut. Weźcie składniki: wodę, sól, pieprz, olej, parmezan (jeśli ktoś ma i lubi), boczek – mnóstwo (100-150 gram „na głowę”), jajka – jedno na osobę plus dodatkowo jedno „dla patelni”. Makaron najlepiej spaghetti – zależy od was, ale sugeruję 150-200 gram „na głowę”, oczywiście suchy się waży. Wodę wlać do garnka i posolić, doprowadzić do wrzenia. W tzw. międzyczasie pokroić boczek na cieniutkie, wąziutkie plasterki (takie jak zapałki). Smażyć boczek na patelni na oleju (jedna łyżka), ale tak, aby nie wysechł, czyli należy go po kilku minutach przykryć. Do gotującej wody dodać makaron i gotować (al dente). Do miseczki rozbić jajka, doprawić solą i pieprzem, i „roztrzepać”. Odcedzić makaron. Do garnka, w którym gotowany był makaron dodać boczek, następnie odcedzony makaron. Mieszać około 30 sekund na ogniu, aby makaron przeszedł smakiem boczku. Zdjąć garnek z pieca. Do garnka dolewać delikatnie i powolutku jajka, cały czas mieszając, aby się ścięły i obkleiły makaron i boczek.

Podzielić porcje na talerze, doprawić według gustu pieprzem i jeśli ktoś ma i lubi, zetrzeć delikatnie na górę parmezan - ma wyglądać jak śnieg na szczytach gór. No i wersja dietetyczna, czyli moja - zastąpić boczek szparagami. Smacznego! Aha – dla dorosłych – czerwone, wytrawne bardzo wskazane!

Dziękuję za rozmowę i kulinarne porady.

- Dzięki.

TP/foto: archiwum AB, PM i google.com