To zgodna opinia szkoleniowców ligowych, seniorskich drużyn Rekordu.

Reakcja naturalna dla ludzi związanych od lat, przez większą część swojego życia ze sportem. Niemniej, to obiektywne okoliczności – stan pandemii oraz wynikające zeń obostrzenia, zakazy czy nawet restrykcje – spowodowały, że wszelkie rozgrywki zostały zawieszone. Władze związkowe debatują, szefostwa lig szukają rozwiązań wyjścia z tej nadzwyczajnej sytuacji, co i tak w dobie rozprzestrzeniającego się koronawirusa, pozostaje jedynie w sferze hipotez i założeń. Ten i ów wysuwa sposoby na rozwikłanie sytuacji, mnożą się poglądy, propozycje oraz opcje i warianty – tych jest bez liku. Optymalnych rozwiązań jednakże – brak. Trudne pytanie - jaką decyzję podjęliby sami w tych określonych warunkach, mając decydujący głos - zadaliśmy trenerom seniorskich ekip Rekordu.   

Dariusz Mrózek: - Chcielibyśmy grać, nawet gdybyśmy mieli rozgrywać nasze trzecioligowe mecze w formule środa-sobota! Chcielibyśmy grać tak, aby dokończyć rozgrywki. Przy założeniu, że wrócilibyśmy na boiska w maju, to spokojnie zakończylibyśmy sezon w czerwcu. Gdyby miało się to przeciągnąć w czasie i rywalizacja potrwałaby do np. połowy lipca, to chyba także nie byłoby „tragedii”. Według mnie wcale nie jest pozbawiony sensu również wariant, choć zapewne dyskusyjny, z podziałem ligowej stawki na dwie grupy – mistrzowską i spadkową. Rozegralibyśmy wtedy niewiele spotkań, ale przynajmniej kwestia awansu i spadków zostałaby rozstrzygnięta „po sportowemu”.

A tak na marginesie, zagmatwana sytuacja w polskim futbolu, niepotrzebnie – w opinii niżej podpisanego – wikłana jest w dodatkową dyskusję o np. zmianie nazewnictwa poszczególnych klas rozgrywkowych, czy też ad hoc proponowanej reorganizacji. Jedna z propozycji brzmi – awans do II ligi kwartetu najlepszych zespołów z czterech grup III ligi, czyli 16-stu (!) drużyn i jednoczesne powiększenie tej klasy rozgrywkowej, z terytorialnym podziałem na dwie grupy. W dobie nadchodzącego kryzysu, który musi dotknąć każdej z  dziedzin życia, sportu nie wyłączając, takie „rozdymanie” struktur ligowych jest obecnie  co najmniej nonsesowne. To podkreślę, osobista, dziennikarska refleksja, ale bez wielkiego ryzyka można założyć, że podziela ją znaczące grono ludzi polskiej piłki. Gdyby jednak te reformatorskie i reorganizacyjne zapędy wziąć za dobrą monetę, to czy nie będzie docelowo lepszym rozwiązaniem połączenie jednej grupy II ligi oraz wszystkich III-ligowców, ich połączenie i geograficzne zdecentralizowanie? Przecież życie i ekonomia i tak, prędzej czy później, taki model-format narzucą. Banał – piekielnie trudny czas przetrwają tylko stabilni sportowo oraz organizacyjnie i finansowo, niekoniecznie wyznawcy „sport fiction”.

Tyle odautorskiej dygresji, wróćmy na Startową i do trenerskich opinii. Dwa w jednym, w łatwej i trudnej sytuacji zarazem, znalazł się I-ligowy kobiecy zespół Rekordu. Bielszczanki nie zdołały nawet zainaugurować piłkarskiej wiosny, na dobre utknęły w blokach, a dokładniej na drugiej pozycji, z niewielką stratą do prowadzących rybniczanek. To akurat (lokata w tabeli) ma w tej chwili drugorzędne znaczenie, fundamentalna kwestia brzmi – co dalej? Odpowiedzieć próbuje, dzieląc się osobistymi przemyśleniami, trener biało-zielonych – Marcin Trzebuniak. - W kobiecym futbolu wcale nie ma tak wiele spotkań do rozegrania, dlatego gdyby to ode mnie zależało, a sytuacja zdrowotna byłaby dobra i stabilna, uruchomiłbym rozgrywki ligowe w połowie maja i grałbym nawet do połowy lipca. Po dwutygodniowej przerwie zacząłbym nowy sezon. Jasne, że odbyłoby się to kosztem urlopów, ale… „coś za coś”. Natomiast gdyby powrót na boiska nie byłby możliwy w najbliższych miesiącach, wówczas skłaniałbym się ku zaproponowanemu przez Śląski Związek Piłki Nożnej wariantowi „numer trzy”, czyli bez spadków, ale z awansami. Tylko podstawowe pytanie w kontekście naszej krajowej piłki kobiecej – co z reorganizacją, która miała wejść w życie w połowie bieżącego roku? Osobiście opowiadałbym się wtedy za odłożeniem jej o jeden rok.

Ze zrozumiałą niecierpliwością na, może nie tyle rozwój wydarzeń, co w oczekiwaniu na wiążące decyzje pozostają nasi futsalowcy. W momencie „zastopowania” rozgrywek broniący tytułu mistrzowskiego „rekordziści” niezagrożenie przewodzili ligowej stawce, z 13-stopunktowym zapasem nad wiceliderem z Lubawy. Do finiszu zabrakło niewiele, raptem osiem kolejek. Co zatem z dalszą częścią kampanii w Futsal Ekstraklasie? Osobiste zdanie trenera mistrzów Polski, Andrzeja Szłapy: - Gdyby to ode mnie zależało – zrobiłbym wszystko żeby grać, wrócić na parkiety! Ale oczywiście uwzględniając kwestie zdrowotne wszystkich dookoła. A co gdyby nie udało się dokończyć sezonu? Z mojej perspektywy każda z opcji zakończenia rozgrywek  na ten moment jest do przyjęcia, choć mam świadomość, że żadna nie jest dobra, optymalna i wszystkich satysfakcjonująca. Czy za cezurę przyjąć klasyfikację po pierwszej rundzie, czy po rozegranych 18-stu kolejkach – w każdej z tych opcji jesteśmy mistrzami Polski. Ale jak powiedziałem, podstawą i celem dla mnie, a jak sądzę także dla wszystkich w Futsal Ekstraklasie, jest grać i dokończyć sezon na boisku. Absolutnie nie wyobrażam sobie czegoś takiego, jak anulowanie sezonu! W końcu rozegraliśmy 2/3 spotkań! Co innego gdybyśmy nie rozegrali nawet połowy sezonu… Nie, w tej kwestii nie ma nawet o czym mówić.

I tyle trenerskich rozważań, które połączywszy z „trzema groszami” piszącego, niestety są niczym wróżenie z fusów. Tu nic nie jest od nas zależne, co z żalem kwituje

Tadeusz Paluch/foto: PM